niedziela, 1 lutego 2015

Płonie stodoła!

30 stycznia (piątek) 2015 r. około godz. 2 - 2:30 w nocy, kiedy już popadłem w głęboki sen, obudziły mnie i żonę głośno ujadające psy. Z trudem podniosłem się z łóżka, żeby zobaczyć, co się dzieje. Wyjrzałem przez okno na podwórko i oniemiałem ze zdziwienia i przerażenia.  W budynku gospodarczym, zwanym stodołą, przez otwarte na oścież od podwórka wrota , widać było ścianę ognia. To co ujrzałem sprawiało wrażenie, że całe wnętrze budynku stoi w ogniu.

Krzyknąłem do żony “Stodoła się pali”, “Dzwoń po straż” i na wpół rozebrany pobiegłem do stodoły. Nie paliła się stodoła, tylko zaparkowany tam samochód Suzuki Samurai, który postawiłem “pod dachem” dzień wcześniej. Paliła się tylna część samochodu i dach z dermy. Ogień jeszcze nie obejmował przedniej części samochodu.

Wróciłem biegiem do mieszkania. Żona właśnie wykręcała numer do OSP w Ołpinach, który znalazła na "Kalendarzu OSP Ołpiny". Telefon nie odpowiadał. Rzuciłem w stronę żony słowa: “Dzwoń do Tarnowa na 998”. Wzywanie pomocy pozostawiłem żonie a sam zabrałem się do gaszenia. Chwyciłem miskę z wodą, z której piją psy i pobiegłem do stodoły. Chlusnąlem w ogień i biegiem do domu. Nabrałem wody do większego wiaderka a żonie poleciłem nabierać wody do naczyń. Biegaliśmy z wodą, w tę i z powrotem, trudno powiedzieć ile razy. Żona zaczęła się obawiać, że zabraknie wody w studni.


Z tego względu, oczekując na wodę, gasiłem ogień śniegiem. Głównym celem, jaki miałem na myśli, to nie dopuścić do rozprzestrzenienia się ognia na drugi samochód i drewnianą konstrukcję budynku.  Palący się samochód stał jakieś 1,5 metra od drewnianych wrót. Obiegłem stodołę dookoła i otworzyłem dolną część wrót, górne były otwarte. Powróciłem i próbowałem wypchnąć samochód ale mi się nie udało. Samochód zaledwie drgnął a z wlewu do baku buchnoł słup ognia. Udało mi się jednak ochronić tylne drewniane wrota stodoły i drugi samochód przed ogniem. Boczne drewniane ściny i deski nad samochodem płonęły. Polewałem je wodą i posypywałem śniegiem ale bez większego skutku, co ogień przygasł, po chwili znowu wybuchał.

Do czasu przyjazdu straży ogniowej, gasiłem już tylko przerzuty ognia na ściany. Po jakimś czasie zaczęła się palić więźba dachowa nad samochodem, bo ogień najbardziej wzbijał się w górę. W końcu, nadbiegła żona z informacją, że “jedzie straż”. Żona, która otrzymała informację o przybyciu drużyn, przez telefon z Tarnowa, twierdzi, że od zgłoszenia pożaru do przyjazdu straży minęło, co najmnej, pół godziny.

Pierwsza pod stodołę zajechała drużyna OSP z Ołpin, pod wodzą samego Prezesa - Romana Gabryela a z nim kilku młodzieńców. No i rozpoczęła się akcja gaszenia przez drużynę ochotników. Podniesiono boczną klapę samochodu i rozpoczęto wyciągnąć zwiniętego na kole “węża”, który jak na złość, nie dawał się rozwinąć. Do pomocy ruszył drugi druh a “wąż” ani rusz.

Do stojącego obok, trzeciego druha, zwróciłem się z pytaniem, czy mają ręczne gaśnice? Odparł, że tak. Krzyknąłem - “Czemu stoisz, łap się za gaśnicę”. Wykonał polecenie. Kiedy odpiął gaśnicę, razem z nim zbliżyłem się do płonącego jeszcze samochodu i nakazałem skierować dyszę na wylot z baku, skąd ziało ogniem najbardziej. W parę sekund później ogień w tym miejscu zgasł. Po czym wskazywałem, najbardziej płonące miejsca na ścianach i więźbie dachowej. Druh spisał się na medal.

W tym czasie, drużyna uporała się z opornym “wężem” i przystąpiła do gaszenia resztek ognia wodą, poprzez polewanie wodą palącej się, tu i tam, więźby dachowej. Cała akcja gaszenia ognia nie trwała więcej, niż kilka minut.

Po ugaszeniu ognia przystąpiono do porządkowania miejsca pożaru. Wypchnięto na zewnątrz, spalony doszczętnie samochód a drugi, nie tknięty ogniem samochód, na podwórko, po czym wyniesiono kilka nadpalonych desek i belek, leżących luzem nad palącym się wcześniej samochodem.

W międzyczasie, ale dosłownie po kilku minutach, zjechały się pozostałe drużyny OSP. Dwie drużyny z Szerzyn i Żurowej oraz jedna PSP ze Święcan. Do samego miejsca gaśniczej akcji nie były w stanie się zbliżyć, bo droga dojazdowa zbyt wąska. Stały więc wozy bojowe, jeden za drugim w szeregu, świecąc i migając światłami a druhowie stali obok samochodów, przypatrując się temu, co się dzieje. Było tych druhów, co najmniej 20-tu, nie licząc kierowników. Dowódcy rozmawiali między sobą lub przez radio. Jedynie ołpińska drużyna, miała okazję, rozwinąć dwa "węże" i polewać pogożelisko.

Wszyscy przez dłuższy czas, oczekiwali na przyjazd Policji i Elektryków. Pojawienie się elektryków poprzedziło odcięcie światła do budynku mieszkalnego, bo do stodoły linię wyłączyłem sam, dużo wcześniej. W końcu przyjechała Policja i strażacy rozpoczęli odwrót.

Z tych 6-ciu wozów bojowych, pierwsze 4-ry, z trudem bo z trudem ale samodzielnie wyjechały. Dwa ostatnie ugrzęzły w błocie. Wóz OSP Ołpiny w pobliżu stodoły a wóz PSP na przejeździe przez mostek. No i się zaczęło.

Do wyciągnięcia samochodów sprowadzono traktor ale okazało się, że był “za słaby.” Do pomocy, po dłuższym czasie sprowadzono, tym razem dwa lub trzy duże traktory. Trudno było je policzyczyć, bo jeździły w kółko, pomiędzy jednym a drugim wozem strażackim, ciągnąc je lub popychając. Druhowie musieli spuścić wodę ze zbiornika i wziąć się za łopaty, żeby wykopać wozy i pomóc traktorom.

Kiedy w końcu wozy strażackie i traktory odjechały a trwało to chyba ze dwie godziny przybył policjant z psem, bo wiele rzeczy wskazywało na to, że pożar został przez kogoś podłożony. Piesek był uroczy i sympatyczny, owczarek niemiecki, podobny do moich  piesków, no ale nic nie mógł wywęszyć, bo ślady zostały zadeptane przez druhów i a droga rozkopana i rozjechana przez samochody i traktory.

Dwu osobowa drużuna Policji jeszcze przez jakiś czas pilnowała miejsca przestępstwa, po czym nad ranem odjechała. I tak to się rzeczy miały, owej niezapomnianej styczniowej nocy.

Na największą pochwałę, za to, że nie doszło do tragedii, bo mogła się spalić nie tylko stodoła ale obora i dom a także piszący te słowa i jego żona, zasługują moje pieski, które na czas ostrzegły nas o grożącym nam niebezpieczeństwie. Gdyby nie ich nieustanne ujadanie z całą pewnością cała stodoła by stanęła w płomieniach a potem, Bóg jeden wie, co by się stało. Ani straż ochotnicza ani zawodowa, by nie pomogła.

A strażacy? Strażakom, zarówno ochotnikom i zawodowcom też należą się podziękowania, chociażby za chęć pomocy i za to, że przybyli i dogasili ogień. Bez ich udziału, nie dałbym sobie rady. Wielkie więc dzięki za okazaną mi pomoc, ale … utwierdziłem się w przekonaniu, że obecny system ochrony przeciw pożarowiej należy koniecznie zmienić. W każdej gminie niezbędna jest jedna drużyna zawodowców i jedna, dwie drużyny ochotników. Nie wszystkie pożary wybuchają w czasie, kiedy cała drużyna ochotników znajduje się w remizie. Ponadto straż zawodowa czy ochotnicza, w żadnym razie, nie powinna mieć politycznych powiązań czy politycznego dowództwa.

Na marginesie parę krytycznych uwag! Zacznę od siebie.

Pomijając fakt, że nie jeden raz od czasu kiedy tu zamieszkałem, grożono mi podpaleniem jest wiele innych powodów, żeby samemu zadbać o swoje bezpieczeństwo. Należy mieć w domu dużą i sprawną gaśnicę! Gdybym ją miał, to ten pożar ugasiłbym sam, nawet bez potrzeby wzywania pomocy.

Na swoje usprawiedliwienie mam to, że w swym posiadaniu  miałem dwie gaśnice samochodowe. Jedna znajdowała się w płonącym pojeździe i mimo próby, nie udało mi się jej wyjąć z samochodu, poparzyłem tylko palce. Druga, umieszczona w nieużywanym od lat drugim samochodzie, okazała się niestety, nie do użytku.

Na drugi dzień, po pożarze zamówiłem dużą, 6 litrową gaśnicę. Namawiam każdego, kto takowej nie posiada, żeby się zaopatrzył. Z pewnością kiedyś się przyda. Pożar może wzniecić nawet mysz, która przegryzie przewody elektryczne bądź np. nie wyłączone żelazko lub zapalenie się oleju w garnku.

Dziwne, że władze nie wydają takich zarządzeń.  Gaśnica OBOWIĄZKOWO w każdym mieszkaniu, w każdym domu. Dlaczego nie ma takich zarządzeń? Pewnie dlatego, że władza ma obywateli tam, gdzie słońce nie zagląda.

Jeśli idzie o straże ogniowe.

W dalszym ciągu będę się upierał, że na terenie gmin powinny być jednostki zawodowe, nawet nieliczne, po dwie trzy osoby na zmianie.

W moim gospodarstwie ogień został podłożony w środku nocy. Zawodowa straż czuwa nad bezpieczeństwem także w nocy. Po zgłoszeniu pożaru, wstawiłaby się w 5-7 minut. Druhowie ochotnicy w nocy śpią a nie czuwają. Zanim się ktoś do nich dodzwoni, zanim wstaną i się ubiorą, dobiegną do remizy i w końcu dojadą na miejsce, to minie około pół godziny. Po upływie takiego czasu, to w wypadku zgłoszonego z opóźnieniem pożaru - “już po ptokach”. Polewać zgliszcza czy porządkować pogorzelisko, można poźniej czy nawet na drugi dzień.

Ten argument, jest nie do obalenia w sporze OSP czy PSP.  Jednostka zawodowej PSP ze Święcan, przybyła mniej więcej w tym samym czasie, co miejscowe gminne drużyny OSP.

Po drugie. Po przybyciu pierwszej jednostki na miejsce zdarzenia i rozeznania się w sytuacji, przybycie pozostałych jednostek powinno być wstrzymane. W tym wypaku, dowódca Gabryel powinien, przez radio powiadomić innych, że sam da sobie radę. Pozostałe jednostki powinny zatrzymać się na drodze gminnej i nie wjeżdżać na niewielki teren gospodarstwa, tworząc ścisk i “korek”.

Powiedzmy, że potrzebne byłoby Pogotowie. No, i jak miałoby dojechać do potrzebyjącego pomocy, skoro wokół, zatrzęsienie nieużytecznych w akcji wozów strażackich. A co, jeśliby, pierwszej drużynie zabrakło wody a tu nie ma jak wycofać wozu, bo z tyłu pięć wozów  ugrzęzło w błocie.

Kilka miesięcy temu, byłem w pobliżu pożaru w Szerzynach. Też nazjeżdżało się wiele drużyn a w akcji udział mogła brać jedna, co najwyżej dwie drużyny. Gdyby w gminie były tylko dwie OSP to i tak do pażaru zjawiłyby się trzy drużyny, co w zupełności wystarczy, jeśli pożar w gospodarstwie. Jeśli ogień objąby wszystkie budynki przed przyjazdem to i tak nic już nie pomoże. Na terenie naszej gminy nie ma dużych obiektów przemysłowych, bądź magazynów z materiałami łatwopalnymi, nie ma więc potrzeby na drużyny OSP w każdej wsi.

Idealnym rozwiązaniem, jeśli idzie o naszą gminę, to jedna jednostka PSP, czynna całą dobę i jedna OSP. W razie potrzeby, np. pożaru lasu, są przecież straże w okolicznych  gminach.

Wracając do pożaru w moim gospodarstwie.

Przyczną wybuchu pożaru nie bylo uderzenie gromu z jasnego nieba ani też np. elektryczne zwarcie. Wszystko wskazuje na to, że ogień podłożył człowiek. Nie był to jednak, ktoś niepoczytalny, wrogo nastawiony sąsiad czy przypadkowo przechodzący obok pijak, który rzucił w siano niedopałek. Ten pożar nie był kwestią przypadku, to zaplanowana w szczegółach przez chorego/chorych z nienawiści do mnie, akcja.

Ktoś do wzniecnia tego pożaru, starannie się przygotował. Moje gospodarstwo znajduje się na uboczu, w odległości od drogi gminnej 400-450 m. Na dwóch drogach polnych prowadzących do mojej posesji, ktoś umieścił tabliczki z ostrzeżeniem: “Uwaga kolce zniszczysz opony” wydrukowane na drukarce komputerowej. Osoba ta, ma więc komputer i drukarkę lub dostęp do takiego sprzętu.

Mało tego, ktoś rzeczywiście wyprodukował i na drodze umieścił kolece. Na jeden kolec natrafiliśmy z kolegą, w piątek po południu. Kolec jest wykonany z 7,5 cm wytoczonego drewnianego klocka, z którego wystaje 6 cm zaostrzony gwóźdź. Ile takich kolców było na drodze trudno powiedzieć, bo polna droga została zdewastowana przez ciężkie pojazdy. 

Ślady w miejscu pożaru wskazują na to, że do wzniecenia ognia użyto łatwopalnego płynu. W pobliżu stodoły policja znalazła zapalniczkę.

Według mnie, w przygotowaniu i wznieceniu pożaru brało udział co najmniej dwie  osoby. Ktoś podpalacza, bądź podpalaczy oraz akcesoria (tabliczki, kolce i łatwopalny płyn) musiał przywieźć na miejsce i sprawcę bądź sprawców odebrać. Trudno sobie wyobrazić, żeby całą tą "robotę" wykonała, niezauważona przez nikogo, jedna osoba.

APEL DO CZYTELNIKÓW!

Poniżej znajdują się fotki tabliczki z napisem i znalezionego kolca. Jeśli ktoś z czytających widział u kogoś podobne przedmioty, proszę o powiadomienie mnie lub Policji.  Bez względu na wszystko, czyn kryminalny jakim jest “podłożenie ognia”, zasługuje na społeczne potępienie. Nieujawnienie sprawcy/sprawców okryje hańbą całą społeczność gminy Szerzyny.




9 komentarzy:

  1. PSP było z JRG II Tarnów Błonie posterunek Siedliska,
    A nie z Swiecan.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze nie żadna jednostka z PSP Święcany tylko z Siedlisk . POZDRO.
    Po drugie jednostki OSP dostały zgłoszenie o 2:46- Wtedy zaczęły wyć syreny i były na miejscu akcji o godzinie 3:00 więc nie żadne 30 minut jechały.
    Tylko jednostka OSP Ołpiny "brała węża do ręki" bo była pierwsza na miejscu i więcej lini gaśniczych nie trzeba było rozwijać, a pozostałe jednostki tworzyły zasialnie w wodę jednostce prowadzącej akcje gaśniczą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam ale nazwy tych wiosek, Siedliska i Świecany, ciągle mi się mylą. Rzeczywiście, PSP to była JRG II z Tarnowa stacjonująca w Siedliskach. Rozmawiałem z dowódcą tej jednostki, który po przybyciu przejął dowództwo. On także poinformoawał mnie o zakończeniu akcji. Zapytałem go wtedy, skąd jest i ilu ilu ludzi liczy jednostka. Odpowiedział, że 28 ludzi na trzech zmianach.

    Jeśli idzie o czas, to dziękuje za informację, bo sam nie zdążyłem nawet spojrzeć na zegarek. Żona też nie spojrzała na zegar kiedy dzwoniła. Według jej oceny minęło około ½ godziny, pomiędzy jej telefonem a telefonem o przyjeździe pierwszej jednostki. Dowiem się tego z prowadzonych przez Policję czynności. Pewnie, jest to gdzieś odnotowane. Policja także została poinformowana o pożarze.

    Niemniej dziwne jest to, że wszystkie jednostki, pojawiły się prawie w tym samym czasie. Wg. mojego rozeznania, w następującej kolejności: Ołpiny, Szerzyny, Czermna, PSP z Siedliska. Jedna z tych jednostek, nie wiem która, pomyliła drogi i wjechała na drogę prowadząca do innego gospodarstwa. Z tego co widziałem próbowała przejechać w poprzek, przez pola, ale nie wiem jak to się skończyło.

    Jednak to niemożliwe, żeby z Siedlisk do Ołpin dojechać w ciągu 14-tu minut. Zakładam, że wszystkie jednostki zostały zaalarmowane w tym samym czasie. Chyba, że z 15-to minutowym opóźnieniem! Żeby dojechać z Siedlisk do mnie potrzeba około ½ godziny.

    Ustalenie czasu naszego zgłoszenia pożaru to bardzo ważna rzecz, bo do podpalenia doszło zaledwie 2-3 minuty wcześniej. Dziękuję za info.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czermej nie bylo,

      Usuń
    2. Nie Czermna tylko Żurowa 2 samochodami.

      Usuń
  4. Kolejność dojazdu jednostek to Ołpiny, Żurowa 1 ich samochód, Szerzyny 1 ich samochód ,Żurowa, Szezyny 2 samochody jednocześnie, Siedliska. Tak czy tak Siedliska dostają informacje szybciej niż OSP. Co do godzin to powinno być to odnotowane chyba w stanowisku kierowania PSP. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziwi mnie tylko fakt że zadał sobie ktoś tyle trudu, żeby wkopywać nocą kolce w zamarzniętą kamienistą drogę na taką głębokość, żeby nie były widoczne a dały radę przebić oponę. Dziwny jest również fakt, że nie dość że ktoś wkopał te kolce to jeszcze ostrzegł o tym tabliczką - nie trzyma się to ładu ani skład. Przecież jakby ktoś chciał żeby te kolce przebiły koła samochodów strażackich i opóźnił przez to dojazd do miejsca zdarzenia to po co informuje o tym tabliczką.
    Moim skromnym zdanie coś tu śmierdzi.Czy przypadkiem pan M. nie maczał w tym palców??

    Ale jeśli policjanci będą na tyle kumaci (oczywiście nie Ci z prewencji z Tuchowa, bo Ci tylko mandaty umieją dawać i to na dodatek robią błędy w słownym wpisaniu kwoty) to wezmą ową tabliczkę z napisem oraz drukarkę pan M. i zbadają wydruk. Dzisiejsze techniki kryminalistyczne i kryminogenne pozwalają nie tylko potwierdzić wiarygodność pisma ręcznego (że to pismo pochodzi od tej osoby a nie od innej) ale także napis wydrukowany dowolną drukarką. Każda drukarka zostawia niepowtarzalny ślad, który nie powtarza się w innej, Jest to REALNIE możliwe do zrobienia. Wtedy wyszło by na jaw kto to napisał i włożył te kolce - czy pan M. czy ktoś inny.
    Ale to już zostawiam policji, choć wąntpie żeby policji aż tak bardzo zależało na wyjaśnieniu tej sprawy, po pół roku umorzą sprawę z powodu braku śladów i podejrzanych.

    Mam nadzieje że pan M. nie wystraszy się takiej możliwości zbadania tej sprawy i nagle nie wymieni drukarki na nowszy model - bo wtedy by to oznaczało ..........
    A i myślę że nikogo tu nie obraziłem i ten komentarz zostanie opublikowany na blogu - bo przecież jeśli ktoś nie ma nic na sumieniu to nie musi się bać :-)

    pozdrawiam - miłego wieczoru

    OdpowiedzUsuń
  6. Stare skorupy trzeba wymieniać na nowsze,a nie winić swoich "przyjaciół"o podpalenie.
    Jeżeli chodzi o jeden kolec do opon, to jest typowe szydło do szycia, które można znależć w wielu starych domach w szufladzie . Jest ono solidne zrobione ze szprychy i już wyrobione, może to jest Pana szydło niech Pan sprawdzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jaka to była gaśnica? Jaką powierzchnię udało się zgasić?

    OdpowiedzUsuń